Zacofany w lekturze miał rację - do Zoli nie należy podchodzić z
doskoku i czytać po łebkach. Ja niestety właśnie w ten sposób go
potraktowałam. Czytałam w kolejności początek - koniec - środek, w dodatku
przez jakieś 2 miesiące. Trudno w ten sposób docenić talent narracyjny
i rozkoszować się każdym zdaniem (choć talent Zoli nie pozwala tego
uniknąć).
Jest to historia nietypowego trójkąta. Helena, młoda
wdowa, zakochuje się w lekarzu swojej 11-letniej córki. To, że jest
żonaty i dzieciaty nie stanowi tu problemu. Problemem jest monstrualna
zazdrość dziecka, objawiająca się natychmiast całym zespołem chorób
psychosomatycznych, która nie tylko utrudnia rozwój tego związku, ale
także jakichkolwiek związków matki z mężczyznami. Helena początkowo
lawiruje między dwoma, w sumie biologicznymi imperatywami -
namiętnością i instynktem macierzyńskim. W końcu jednak możliwości
manewru się kończą i kobieta zaczyna się buntować... Z jakim efektem -
dowiecie się z lektury.
Tym razem Zola nie penetruje życia dołów
społecznych, a życie towarzyskie i uczuciowe warstwy mieszczańskiej.
Ponieważ nie musi w tym przypadku udzielać się społecznie, skupia się
po prostu na opisie dramatu rodzinnego. Z dobrym skutkiem.
Chętnie sięgnę po inne książki tego autora, tylko tym razem postaram się go nie upychać między innymi lekturami.
Czytając biografię Zoli odnalazłam wątek autobiograficzny w Karce miłości. Matka Emila wcześnie owdowiała i została sama z dzieckiem w bardzo trudnym położeniu, podobnie jak Helena.
AntwortenLöschenCiekawe, czy Emil robił jej takie cyrki, jak Joasia:).
Löschen